Przeglądając ostatnio Instagrama, złapała siebie na myśli, że w ostatnim czasie na polskim rynku kosmetycznym pojawiło się sporo ciekawych marek oferujących naturalne kosmetyki. Moja wish lista ostatnio bardzo się wydłużyła, a zważając na moje zapasy, nieprędko dojdzie do jej realizacji. Jestem tak bardzo do tyłu, że dopiero teraz testuję kosmetyki polskiej marki Clochee, a tak naprawdę podbiły one blogosferę dwa lata temu.
Lekki krem nawilżająco-rewitalizujący
przychodzi do nas w zgrabnej szklanej buteleczce z
pompką. Muszę przyznać, że opakowanie na początku wyglądało przepięknie. No
uwielbiam kolor granatowy! Ale już po kilku tygodniach metaliczna farba na
pompce zaczęła brzydko schodzić, więc całość nie prezentowała się schludnie. Do
tego pompka nie działała tak jak powinna. Wystrzeliwała dużą ilość produktu,
więc nie raz musiałam zbierać krem ze ścian. Nie lubię marnotrawić kosmetyków,
szczególnie gdy nie należą do najtańszych. Pod koniec użytkowania pompka już
nie sięgała do kremu, więc resztki musiałam wygrzebywać wymazówką (trzeba sobie
jakoś radzić). A więc ładne, ale niefunkcjonalne opakowanie jest raczej sporym
minusem tego kosmetyku, bo skutecznie zniechęca do ponownego zakupu.
Krem ma przyjemny
delikatny zapach. Konsystencja dość lekka, ale nie żelowa, więc śmiało można
używać go jako krem na noc. Dla cery tłustej i mieszanej taka właśnie
konsystencja jest mocno pożądana. Kosmetyk dobrze rozprowadza się na skórze,
nie bieli, nie pozostawia lepkiej warstwy, więc dobrze spisze się jako krem pod
podkład.
Skład jest mocną stroną
tego produktu. Jest wykonany na bazie masła shea, co sugerowałoby, że jest to
krem stricte na chłodniejsze dni. Ale dodatek kwasu hialuronowego, kwasu
salicylowego, ekstraktu z róży damasceńskiej oraz komórki macierzyste jabłka powodują,
że krem nie jest ciężki i tłusty.
Krem dobrze nawilżał,
lekko matowił cerę, nie zapychał i redukował wydzielanie sebum. Działał także
przeciwzapalnie, a wszelkie wypryski szybciej się goiły. Nie zauważyłam by
wykazywał jakiekolwiek działanie ujędrniająco-liftingujące. Dobry krem, mimo
źle działającej pompki był dość wydajny, starczył mi na niecałe 3 miesiące
stosowania rano i wieczorem.
Łagodzący tonik antyoksydacyjny ma podobny problem z opakowanie co krem. Pompka działa
raz normalni, raz zacina się i wystrzeliwuje płyn poza płatek kosmetyczny. Czy
wszystkie kosmetyki marki Clochee mają problem z opakowaniem?
Tonik o żółtawym kolorze i
delikatnym ziołowym zapachu ma świetny skład. Poza kilkoma konserwantami, są
same dobrocie: sok aloesowy, ekstrakt z rumianku, ekstrakt z miłorzębu
japońskiego, wody różanej, ekstraktu z ziaren kukurydzy, zielonej herbaty oraz
korzenia buraka. Ciekawe i rzadko spotykane składniki.
Tonik działa nawilżająco,
łagodzi podrażnienia, usuwa resztki makijażu czy środków pielęgnacyjnych.
Świetnie tonizuje i odświeża skórę, po użyciu tego toniku wszelkie kremy i
serum lepiej się wchłaniają i działają na cerę. Działanie antyoksydacyjne
ciężko mi ocenić, ale nie wykluczam, że faktycznie może hamować powstawanie
zmarszczek i opóźniać procesy starzeniowe.
Jakie kosmetyki marki
Clochee znacie i polecacie? Wiem, że marka ma ogromny wybór kosmetyków
pielęgnacyjnych i ciężko się połapać co warto wypróbować posiadaczkom cery
tłustej i mieszanej.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza