Nie
raz już pisałam, że wybierając między książką a filmem, zawsze wybiorę pierwszą
opcję. Ale dobry film też lubię, szczególnie w długie jesienne wieczory. Gdy w
grudniu polecałam Wam filmy świąteczne, bardzo Wam się spodobały moje
propozycje. Więc ośmieliłam się dobrać kilka filmów biograficznych, które
wywarły na mnie wielkie wrażenie i, mam nadzieję, także spodobają się
Czytelnikom bloga.
Bogowie.
Film,
który opowiada o wybitnym polskim kardiochirurgu, które usiłuje jako pierwszy w
Polsce przeprowadzić przeszczep serca. Mowa o Zbigniewie Relidze. Bardzo
skrajna pod względem wywołujących emocji postać: z jednej strony nie znosi
krytyki, cały oddaje się z medycynie, nie chce emocjonalnie wiązać się z
pacjentem, jest twardy, bezkompromisowy, widzi cel i jest gotów wszystko co ma,
tylko by ten cel osiągnąć. Chyba tacy i powinni być ludzie, którzy tworzą
historię. Film wzrusza, złości, rozbawia – pełna gama emocji.
Twój
Vincent (Loving Vincent).
Historia
życia i tajemniczej śmierci Vincenta van Gogha opowiedziana jego obrazami. To
coś niezwykłego, to co widzimy na ekranie nie może nie zachwycać, bo widzimy
świat oczami samego malarza ( i jak za taki pomysł można było nie przyznać
Oskara?). Opowieść bardziej skupia się na tajemniczej śmierci malarza, ale
także ujawnia smutną prawdę, że znamy o van Goghu zdecydowania za mało. Jako ciekawostkę
wymienię fakt, że każda klatka filmu, to ręcznie malowany obraz olejny. Łącznie
powstało ich 65 000. Pozycja obowiązkowa dla każdego entuzjasty nie tylko
kina, ale sztuki jako takiej.
Amadeusz
(Amadeus).
Wbrew
pozorom, nie jest to biografia Mozarta. Jest to opowieść o muzyce, rywalizacji,
pasjach i słabościach dwóch wybitnych kompozytorów – Mozarta i Salieriego. Główną
bohaterką jest muzyka i na niej skupia się reżyser, jednocześnie pokazując
proces twórczy, relacje między kompozytorami oraz ich życie codzienne. Mnie
osobiście w tym filmie poruszyła metamorfoza Salieriego, jak zazdrość może
zmienić, wręcz zniszczyć człowieka. Film tak znany, że chyba każdy go widział, ale można skusić się na ponowny seans.
Pianista
(The Pianist).
Nie
mogłam nie polecić „Pianisty”, choć pewnie każdy już widział ten film. A może
jednak warto o nim przypomnieć jeszcze raz? Opowieść o losach wybitnego
polskiego pianisty żydowskiego pochodzenia Władysława Szpilmana, który dzieli okrutny
los z tysiącami Żydów w Getcie Warszawskim. Wbrew pozorom, właśnie
niespodziewana przyjaźń z niemieckim oficerem pomaga mu przetrwać. Bo trzeba
pamiętać, nie ma kategorii ludzi absolutnie złych i dobrych. Bo nawet wśród „największych
złodziei” są ludzie z sumieniem i wielkim sercem. A wśród „najświętszych”
znajdzie się istny diabeł. „Pianista” to wyśmienity wyciskacz łez, nie ważne
jest, ile razy go oglądałaś i tak wzruszy do głębi duszy.
Żegnaj
Christopher Robin (Goodbye Christopher Robin).
A.A.
Milne przeżywający traumę psychiczną po uczestnictwie w I wojnie światowej wraz
z żoną i synkiem wyjeżdża na wieś. Właśnie tam, w ciszy i odosobnieniu tworzy opowieść
o Kubusiu Puchatku. Tym samym uszczęśliwia miliony dzieciaków na całym świecie,
wszystkich, oprócz własnego syna. Relacja między ojcem a synem psuje wraz z
wzrastającą popularnością Kubusia Puchatka i Christophera Robina, który tej
sławy nie chce, ale nie może sprzeciwiać się rodzicom. Dość smutna historia, której
bohaterów wszyscy znają, ale mało kto jest wtajemniczony w ich prawdziwe
relacje.
Jeśli oglądałyście któryś
z tych filmów, to obowiązkowo dajcie znać, co o nim sądzicie. A może coś wpadło
Wam w oko i koniecznie chcecie obejrzeć?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza