Przyznam szczerze, czas
leci mi niemiłosiernie. Ciągle coś robię: a to sprzątam, a to gotuję, a to
wybieram farbę do kuchni i łazienki, a to piszę teksty na bloga, czytam książki
i słucham lekcji Masterclass: Blogger Jasona Hunta. I mimo wszystko nie
nadążam, sprawy się piętrzą, a ja jeszcze przygotowałam plan działań na
najbliższe 5 lat, bo w 2023 wymyśliliśmy sobie „Wielkie Zmiany” i już szukam
sposobu na realizację pierwszego punktu.
W minionym tygodniu
przeczytałam dwie świetne książki, które idealnie nastrojowo wpisują się w
letnie wakacyjne klimaty. Pierwsza z nich to Joyland Stephena Kinga. Książka
opowiada o młodym chłopaku Devinie Jonesie, który na wakacje rozpoczyna pracę w
wesołym miasteczku Joyland. Właśnie przeżywa pierwszy zawód miłosny, a
jednocześnie odnajduje siebie w niezwykłej roli pluszowego psa Howiego, który
zabawia dzieci. Mimo tego musi zmierzyć się z tajemniczym morderstwem sprzed
lat oraz nieuleczalną chorobą małego chłopca.
Moim zdaniem, książka
mocno różni się od innych utworów Kinga, ponieważ głównie skupia się na
psychologii, na takich prawdach o życiu jakimi są choroba, śmierć, życie po
śmierci (bo bez mistyki się nie obeszło), miłość, przyjaźń, radość życia. Czyta
się lekko i przyjemnie, są miejsca na wzruszenie się, można też pośmiać się z
bohaterów. Gorąco polecam, nawet jeśli nie jesteście miłośnikami twórczości
Kinga.
Kolejna książka to
„Smażone zielone pomidory” Fannie Flagg. Opowieść o pewnej rodzinie, która
prowadzi kawiarnie w południowo amerykańskim miasteczku Whistle Stop. Akcja
rozgrywa się pod koniec lat 20 i ciągnie się do lat 50. Opowiada o relacjach
pomiędzy „białymi” a „czarnymi” mieszkańcami stanu Alabama. Książka składa się
tak jakby z opowieści wiekowej pani Theadgoode, która wspomina lata swojej
młodości oraz jest dopełniana wycinkami z miejscowych gazet czy „Tygodnika
Whistle Stop”.
Opowieść przedstawia cały
wachlarz emocji. Jest tu smutek i radość, dobre żarty, momenty pełne
dramatyzmu. Było miejsce na miłość, wierność, dobrych przyjaciół, którzy są na
dobre i na złe, na gesty miłosierdzia, ale także na zdradę, podłość, ludzką
głupotę. Książkę czyta się w kilka wieczorów, więc warto po nią sięgnąć w to
lato :)
W czerwcu nie obyło się
też bez kilku zakupów kosmetyczno-ubraniowych. Dzisiaj pokażę tylko tą pierwszą
część, bo kilka ubrań są jeszcze w drodze, więc za kilka dni pokaże wszystko
hurtem. Co do kosmetyków, to tu szczególnie nie poszalałam, bo ciągle jestem na
etapie minimalizowanie moich zasobów. Też skusiłam się na płyn micelarny nowej
marki-córki Sylveco, do tego doszło kilka wosków nowej dla mnie marki Goos
Creek. Zakupy, które najbardziej cieszyły moje serce, to perfumy Dolce&Gabbana
L'imperatrice 3. Piękna mieszanka kwiatów i owoców, znajdziemy tu nuty arbuza,
rabarbaru, kiwi, różowego piepru, jaśminu, drzewa cytrynowego i jeszcze kilka
innych. Perfumy idealne na lato, bo nawet w upalne dni nie przytłoczą nas swoim
zapachem.
Kolejna nowość, to bardzo
spóźniony prezent urodzinowy :) Fajnie dostawać prezenty po 4 miesiącach od
Urodzin. A więc w końcu stałam się posiadaczką markowych okularów. Bo okulary
jak i torebka mogą zrobić cały outfit. Albo go podciągnąć i dodać klasy, albo
wszystko zepsuć. Skusiłam się na markę Versace w dość klasycznym kształcie i
kolorze, by pasowały do wszystkiego. I faktycznie takie są, ubieram je do
jeansów oraz do sukienek i zawsze wyglądają świetnie :)
To może od nowości
przejdźmy do ulubieńców. Było ich kilka, ale każdego z całego serca i z czystym
sumieniem mogę polecić. O pomadkach Golden Rose już nie raz wspominałam na
blogu, ale co ja mogę na to poradzić, skoro są to jedne z najlepszych pomadek
matowych na rynku, a w tej cenie są absolutnie bezkonkurencyjne. Mój odcień to
06 i jest to piękna arbuzowa czerwień, soczysta, pasująca do większości
karnacji i jednocześnie nie jest tak ostra jak klasyczna wersja tego koloru. O
trwałości i komforcie noszenia nie wspominam, bo o tych aspektach wie już każdy.
Olejek do pielęgnaji
ciała Indigo Argan&Almond Oil stał się ulubieńcem ostatnich tygodni nie
przypadkiem. Pięlegnacja skóry ciała w ostatnim czasie stała się dość istotna,
bo chcę uniknąć rozstępów za wszelką cenę. A więc dobre nawilżenie i uelastycznienie
skóry jest konieczne. Olejek z Indigo ma całkiem dobry skład, do tego
przepiękny zapach, który dość długo utrzymuje się na skórze. Kosmetyk łatwo
rozprowadza się na skórze, atomizer daje cienką warstwę produktu, którą łatwo
rozsmarować i która bardzo szybko się wchłania. Nie pozostawia też lepkiej
warstwy oraz nie brudzi ubrań. Nic tylko kochać :)
Lato bez zapachów mocno
tropikalnych to nie lato. A skoro dane mi jest spędzić go w Bydgoszczy, to
umilam sobie czas jak tylko mogę. Do tego służą mi między innymi świece. Już
polecałam Wam świeczki polskiej marki OSheri, ale nie mogę jeszcze raz o nich
nie wspomnieć. Cudne mocne zapachy, które już po kilkunastu minutach wypełniają
całe pomieszczenie. Mała świeczka o zapachu „Kokos z limonką” jest cudowną
mieszanką słodkiego kokosa i kwaśnej limonki, oba zapachy doskonale ze sobą się
łączą i przeplatają, równoważą siebie nawzajem i żaden z nich nie dominuje. A
drewniany knot swoim trzeszczeniem dodaje przytulności i atmosferę komfortu :)
Więcej o świecach OSheri pisałam tu:
Jakie
plany macie na lipiec? Wakacje i pełen luz czy mnóstwo pracy i zadań do
wykonania?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza