Włosy:
Seboradin Szampon do włosów z
łupieżem. Rozpisywałam
się już o nim w Kosmetycznych hitach wiosny. Kosmetyk, który faktycznie pomoże
usunąć łupież, o ile problem nie jest spowodowany poważniejszymi zaburzeniami
dermatologicznymi. Bardzo wydajny, nie plątał i nie wysuszał włosów na długości.
Bardzo polecam i pewnie jeszcze do niego będę wracać w ramach profilaktyki.
Garnier Fructis Oil Repair 3. Odżywka, która spokojnie może zastępować
nam maskę. Gęsta kremowa konsystencja, która głęboko odżywia nasze włosy.
Minimalizuje puszenie się, dociąża końcówki. Włosy wyglądają na zdrowsze i
zadbane. W składzie znajdziemy olej kokosowy, oliwę z oliwek, olej z awokado
oraz masło shea (karité). Generalnie skład nie jest najlepszy, ale skoro
kosmetyk dobrze działa, to przymykam oko na pewne niedociągnięcia, choć dzieje się
tak do pewnych granic rozsądku. Polecam tą odżywkę posiadaczkom włosów wysoko-
i średnioporowatych.
Nacomi Olej z pestek bawełny.
Idealny olej do włosów wysoko- i średnioporowatych. Używałam go jako serum na
końcówki, także do olejowania na mokro a czasem wzbogacałam nim maskę bananową
z Kallos. Co tu dużo pisać, sprawdził równie dobrze, jak mój odwieczny
ulubieniec, czyli olej z pestek moreli. Tak samo dobrze dociążają włosy, dbają o
końcówki, zapobiegają uszkodzeniom włosa. Gorąco polecam oba te oleje :)
Ciało:
BiТЭКС Żel pod prysznic o zapachu
poziomki i wanilii. Uwielbiam
smak i zapach poziomek, bardzo ubolewam, że ten zapach nie jest
rozpowszechniony w kosmetykach. Żel pod prysznic ma gęstą kremową konsystencję,
która pozwala długo cieszyć się tym produktem. Kremowa piana nie wysusza, jest
delikatna dla skóry, więc spustoszeń nam nie zrobi. A ten zapach! Jest cudowny,
świeży, owocowy, nie wyrywa z butów, ale też nie znika po paru minutach. Cudny
kosmetyk za niewielkie pieniądze.
Antyperspirant Dove Invisible. Potwornie duszący kosmetyk, który w
małej łazience usiłuje Was zabić. Zapach jest mega intensywny, a mgiełka
kosmetyku próbuje zatkać nie tylko Wasze gruczoły potowe, ale także
nosogardziel. Działanie jest całkiem w porządku, niestety, ten duszący aromat
jest nie do wytrzymania, więc nie polecam tego kosmetyku. Bo pełno jest równie
skutecznych, ale mniej trujących antyperspirantów.
Yves Rocher krem do rąk. Kosmetyk bez szału, skład pozostawia
sporo do życzenia, działanie też nie fenomenalne. Dobrze nawilża, nie
pozostawia tłustej warstwy. Jest też dość wydajny i ma ładny, jeżynowy zapach.
Zdecydowanie bardziej wolę kremy Yves Rocher w aluminiowych tubkach, więc do
tego gagatka nie wrócę i na kolejne kremu z edycji zimowych nie sięgnę.
Twarz:
Puder myjący Make Me Bio. Znalazł się wśród ulubieńców do
pielęgnacji twarzy. Szczególnie dobrze spisywał się w ciepłe dni, bo delikatnie
usuwał sebum i zanieczyszczenia, nie powodując przesuszenia skóry. Gorąco
polecam każdej posiadaczce cery tłustej i mieszanej.
Lavera Mleczko oczyszczające bio z
olejkiem migdałowym. Kolejny świetny kosmetyk do pielęgnacji
cery tłustej. Idealnie nadaje się do porannego oczyszczania skóry. Był delikatny,
nie podrażniał oczu, a jednocześnie bardzo skuteczny. Mam nadzieję, że jeszcze
do niego wrócę.
Resibo Krem ultranawilżający. Jeden z najbardziej kontro wersyjnych
kosmetyków jaki kiedykolwiek miałam. Ma dość treściwą konsystencję, która na
suche skórze absolutnie nie chce się rozprowadzać. Cera powinna być porządnie
stonizowana a i to nie gwarantuje, że krem wchłonie się w stu procentach. Mimo
to kosmetyk bardzo dobrze nawilża cerę, jeśli się dobrze wchłonie, to makijaż
na nim trzyma się bez żadnego problemu. Wydajność też oceniam na duży plus.
Mimo wszystko nie mogę nikomu polecić ten krem, bo nie byłam w pełni z niego
zadowolona i nie planuję ponownego zakupu.
Sylveco Hibiskusowy tonik do twarzy. Tonik o lekko żelowej konsystencji
nie zdarza się zbyt często, więc jeśli potrzebujecie mocniejszego nawilżenia i
stonizowania cery, to koniecznie polecam zakup tego kosmetyku. Super sprawdza
się do wykonania okładów. Kolejnym plusem jest naturalny skład, więc mam
pewność, że nasza cera wchłania tylko korzystne składniki. Do tego dochodzi
niska cena, dobra wydajność, no i wspieramy polskiego producenta.
Ava
Laboratorium Serum z witaminą C. Kosmetyki z witaminą C
są niezbędne w pielęgnacji cery, niestety ja efektu ich działania na sobie nie
odczułam. Serum marki Ava Laboratorium nie pomógł w wyrównaniu kolorytu cery,
nie zmniejszył wydzielanie sebum i nie pomógł w ogarnięciu kapryśnej tłustej
cery. Jedyne działanie, które można było zaobserwować, to nawilżenie cery, bo
krem zaaplikowany na serum faktycznie lepiej się wchłaniało i oddziaływało na
skórę.
Makijaż:
Relouis Puszyste Rzęsy Maskara z
olejkiem różanym. Jedna z moich ulubionych maskar, także ją
bardzo sobie chwali Aneta (CosmetiCosmos.pl). Klasyczna silikonowa szczoteczka
idealnie rozdziela rzęski, nadaje objętości, wydłuża i delikatnie podkręca. Nie
odbija się na górnej powiece i dobry płyn do demakijażu łatwo sobie z nim poradzi
(ja ostatnio ciągle trafiam na bubli). Długo pozostaje świeży, więc ja
malowałam nim rzęski przez ok. 5 miesięcy. Zważywszy na cenę, uważam, że jest
to prawdziwa perełka wśród tuszy do rzęs.
Zapachy:
Marc Jacobs Daisy Dream. Lekki kwiatowo owocowy aromat, na
który składają się nuty czerwonego grejpfruta, truskawek, liści fiołku, gardenii,
jaśminu, fiołka, piżma, nuty drzewa i wanilii. Niestety, był to zapach bardzo
nietrwały, trzymał się na skórze góra 4 godziny, przy czym był bardzo delikatny
i wyczuwalny dopiero przy bezpośrednim zbliżeniu nosa do spryskanych partii
ciała. Niestety nie mogę polecić tego aromatu, choć opakowanie i cała
kompozycja zapachowa bardzo przypadła mi do gustu.
Świeca M.of D.W. Pumpkin Rum. Piękny korzenno dyniowy zapach z lekką
alkoholową nutką. Wyczuwamy tu przede wszystkim pieczoną, lekko słodkawą dynię
wymieszaną z przyprawami. Chyba jest tam cynamon, gałka muszkatołowa, goździki
i coś jeszcze dodającego gorzkości i korzenności. Fajna odskocznia od nieco już
przynudzających świec Yankee Candle. Świeca paliła się do ścianek bez pomocy
illumy, zapach był dość intensywny, ale nie wyrywał z butów i nie powodował
mdłości. Do zdobycia w TK Max za małe pieniążki, więc warto się skusić :)
Yankee Candle Cherry Blossom. Delikatny kwiatowy zapach, który
bardzo polubiłam i używałam namiętnie przez cały maj. Delikatny zapach kwiatów
wiśni przełamany bergamotką i drzewem sandałowym. Kobiecy, otulający, słodki.
Już widzę ten piękny jasno różowy wosk w jasnej kobiecej sypialni. Otwarte
okno, wiatr delikatnie przebiera białe długie firany, na toaletce kobiece bibeloty.
Pełen spokój, delikatność i harmonia. Właśnie taki jest zapach Cherry Blossom.
Yankee Candle Pineapple Cilantro. Zapach słodki, soczysty i
poprawiający humor. Aromat lekki i świeży, nie ma mowy o duszących,
odurzających nutach. Słodkie ananasy przełamane rześką kolendrą. Podobno w tle
jest zapach cytrusów i kokosa, i jeśli te cytrusy delikatnie można wyczuć, to
kokosa nie wywąchałam w żadnym wypadku. Zapach w sam raz na lato, więc gorąco
Wam go polecam.
Próbki:
Balsam do ciała Indigo.
Już nie raz pisałam Wam, jak lubię te balsamy za świetne działanie, szybkie
wchłanianie się i boskie zapachy. Zawsze na wyjazdy zabieram próbki tego
kosmetyku, bo naprawdę spełnia wszelkie moje oczekiwania.
Kiehl’s Ultra Facial Toner i Ultra Facial
Cleanser. Powiem
szczerze, że bardzo mnie zainteresował ten żel do mycia twarzy. Nie wysuszył
skóry, domył resztki makijażu, dobrze się pienił i okazał się dość wydajny.
Skóra po jego użyciu nie była wysuszona i ściągnięta, więc chyba się skuszę na
pełnowymiarowe opakowanie. Tonik niczym nie wyróżnia się od tych tańszych, więc
nie widzę sensu przepłacać. Choć przyznam, że dobrze tonizował i przygotowywał skórę
na aplikację kremu.
Lirene Serum z witaminą C. Nie zauważyłam żadnego efektu po tym
serum, jedynie krem po nim lepiej się wchłaniał i skóra była bardziej
nawilżona. Może po użyciu całego opakowanie i jest efekt wyrównania kolorytu
skóry i zmniejszenie przebarwień, ale ja czegoś takiego nie zauważyłam. I chyba
nie przekonałam się do tego produktu.
The Skin Rapha The Skin Rapha Cream. Krem do twarzy, który dobrze nawilżał
cerę, łatwo się aplikował, szybko się wchłaniał i nadawał się pod makijaż. Ale
z butów mnie nie wyrwało, więc nie jestem skuszona na zakup pełnowymiarowego
opakowania. Nie zaiskrzyło między nami, więc to była jednorazowa randka.
Tołpa Dermo Face Physio Płyn
micelarny w chusteczce. Pierwszy
raz spotkałam tak dobrze nasączone chusteczki do demakijażu. Świetnie usuwają
makijaż, jednej sztuki starcza by uporać się z podkładem MAC Pro Longwear,
pudrem, bronzerem i makijażem oka. Oczywiście potrzebne jest także mycie twarzy
żelem, ale chodzi tu o domycie twarzy, a nie usuwaniu makijażu od podstaw. Na
pewno będę zabierać te chusteczki ze sobą na wszelkie wyjazdy, bo oszczędzają
sporo miejsca, a są skuteczniejsze od niektórych miceli.
Ufff, dobrnęłam do końca. Opornie mi
idzie pisanie Denek, więc zastanawiam się, czy warto kontynuować tą serię
wpisów. Może lepiej pokazywać zużyte kosmetyki częściej niż raz w miesiącu, np.
w ramach Niedzielnika? Jak Wam się podoba taki pomysł? Czy wolicie comiesięczne
obszerne Denka?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza