Przez ostatnie dwa
miesiące pogoda zmieniła się dość radykalnie. Jeszcze na Wielkanoc było ledwie
kilka stopni na plusie, a maj żegnaliśmy w istnie letniej upalnej scenerii.
Moja pielęgnacja cery jest w dużym stopniu zależna od pogody. W chłodniejsze
dni jest bardziej nieobliczalna i może być odwodniona, przetłuszczająca się
oraz bardzo podatna na zapychanie. W ciepłe dni raczej potrzebuje odświeżenia
za pomocą toników, okładów i maseczek w płachcie oraz porządnej dawki
nawilżenia No i filtry. Ciało i włosy mniej reagują na zmiany temperatury za
oknem, więc pod tym względem mam stałych ulubieńców.
Peeling
śliwkowy Ministerstwo Dobrego Mydła. Używam ten peeling od
marca i ciągle jestem w nim zakochana. Genialny skład, w którym nie znajdziemy
ani jednego niepożądanego składnika, same dobroci. Do tego działanie: kosmetyk
faktycznie usuwa martwy naskórek, pobudza krążenie i ujędrnia skórę. Dodatkowo,
zawarte w peelingu oleje głęboko nawilżają i odżywiają skórę, już nie
potrzebujemy ani balsamu ani tym bardziej masła do ciała. Ogromne opakowanie starczy
na wieki, już niewielka ilość peelingu jest w stanie wypielęgnować całe nasze
ciało. Ja przez te trzy miesiące zużyłam 1/3 opakowania, co prawda sięgam po
peeling raz w tygodniu. W przeliczeniu cena/wydajność/działanie/skład lepszego
kosmetyku w danej kategorii ciężko będzie znaleźć.
Szampon
do włosów z łupieżem Seboradin. Chyba pierwszy szampon,
który spełnia wszelkie oczekiwania oraz obietnice producenta. Po „wielkich
mrozach” pod koniec lutego moja skóra głowy podziękowała za taką pogodę i
stwierdziła, że mnie opuszcza. Tak dużego i nasilonego suchego łupieżu w życiu
nie miałam. Żadne dotychczas stosowane metody się nie sprawdziły. Czytałam
mnóstwo pozytywnych opinii na temat szamponu Seboradin i zdecydowałam, że
jeszcze go przetestuję zanim udam się do dermatologa. I o cudo! Po ok. tygodniu
skóra głowy wróciła do normy. Włosy mogłam myć już nie co drugi, a co trzeci
czwarty dzień. Do tego włosy były gładkie, błyszczące, odbite od nasady, nie
plątały się i nie były wysuszone na długości. Muszę odznaczyć też wysoką
wydajność szamponu, bo opakowania 200 ml wystarczyło nam z Panem Mężem na nieco
ponad dwa miesiące.
Pomadki
amerykańskiej firmy MAC już długo
znajdowały się na mojej liście zakupowej. Jako pierwsza w moje ręce trafiła
kultowa pomadka Modesty w
wykończeniu CreameShine. Idealny neutralny nudiak, który ma w sobie ciepłe
brązowe tony które nie wpadają w rudość. Odcień idealnie spisze się jak u
blondynek jak i brunetek. Obawiam się, że może być nieco za ciemny u totalnych
bladziochów, ale i tak warto próbować, bo może akurat w tej kwestii się mylę.
Odcień jest na tyle uniwersalny, że nosiłam ją w zimie, a teraz w upały też
pasuje do mojego bardzo minimalistycznego makijażu. Pomadka ma bardzo dobrą
pigmentację, więc już jedna warstwa w pełni nam wystarcza. Ze względu na
kremowe wykończenie, jest ona bardzo wygodna w noszeniu. Nie wysusza ust, nawet
delikatnie je nawilża. Trwałość też jest zadowalająca, bo bez jedzenia trzyma
się przez dobre 4-5 godzin. U mnie tyle wytrzymują niektóre matowe pomadki,
więc od kremowej konsystencji nie ma co oczekiwać cudów. Warto się skusić na
pomadki MAC, bo kolorów jest mnóstwo, a i promocje zdarzają się nie tak rzadko.
Ostatni kosmetyk to
nowość w mojej kosmetyczce, ale bez niego już nie wyobrażam sobie przetrwania w
upalne dni. Jest to Tonik łagodzący
Cossi Fuleren. Nowość na rynku, która na pewno stanie się hitem. O
magicznej cząsteczce pod nazwą fuleren napiszę przy okazji recenzji produktów
marki. Dzisiaj jedynie skupie się na toniku, bo jako mgiełka odświeżająco
nawilżająca spisuje się cudownie. Skład jest oparty o dzięki czemu koi podrażnioną słońcem skórę, nawilża oraz
zmniejsza wydzielanie sebum. Atomizer bardzo delikatnie rozprowadza kosmetyk,
to faktycznie jest lekka chmurka na naszej skórze. Z powodzeniem zastąpi wodę
termalną, więc kosmetyk 2w1 zawsze jest mile widziany w naszej kosmetyczce.
Jestem
typem testera, ciągle chcę poznać nowości lub na sobie przetestować blogowe
hity. Raczej nie przywiązuje się do konkretnych kosmetyków. A jakim typem jesteś
Ty: „testerem” czy „purytaninem?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza