Apeluję do WWF, aby
wpisały do Listy Gatunków Zagrożonych wymarcie osoby uczciwe! I to nie żart, co
raz rzadziej spotykam ludzi, którzy potrafią dotrzymać słowa, nie oszukują, nie
próbują naciągać na niemałe kwoty pieniężne, a wszelkie twoje protesty zbywają
standardowym: „Nie znasz się, więc zamknij się, bo nie masz prawa się odzywać”.
We wrześniu 2016 roku
postanowiliśmy się wyprowadzić z akademika i wynająć mieszkanie. Jedyne ale,
musieliśmy zostać zameldowani czasowo w wynajmowanym mieszkaniu. Nie każdy
chciał się na to zgodzić, więc i wybór mieliśmy ograniczony. W końcu trafiliśmy
na mieszkanie, które nas satysfakcjonowało pod względem lokalizacji, kosztów
najmu, stanu samego mieszkania. I mogliśmy się tam zameldować.
Podpisaliśmy umowę bez
potwierdzenia notarialnego, wpłaciliśmy kaucję oraz kwotę najmu. I oto
mieszkamy „na swoim”. Radość trwała dość krótko, bo gdy poprosiliśmy o
zameldowanie, to zaczęły się jakieś dziwne zachowania ze strony właściciela.
Otóż okazał się tylko synem właściciela i nie może nas zameldować w tym
mieszkaniu. Zaczęły się kombinowania, wyjaśnienia też za każdym razem były
inne. W końcu Pan łaskawie nas zameldował w innym mieszkaniu, które też
wynajmuje, a którego jest pełnym właścicielem. Do tego doszło oddawanie
pieniędzy za wynajem do ręki, a wszelkie nasze prośby o pokwitowanie były
zbywane słowami typu: „Nikt tego nie praktykuje. W Polsce tak się nie robi” (do
tych kwestii jeszcze wrócę). Już mi ta sprawa zaczęła „śmierdzieć”, ale głupia,
naiwna, prawa nie znająca, milczałam. Aż przyszedł okres rozliczeniowy ze
spółdzielnią za okres grzewczy.
Zaczęło się ściemnianie z wysokością
opłat za media, a wszelkie moje pytania były zbywane frazesami typu: „Nie
jesteś z Polski, więc się nie znasz”. To jest równie absurdalny argument jak
to, że jeśli nie jesteś z Włoch, to nie możesz ugotować sobie makaron. Bo się
nie znasz i na pewno zepsujesz. A czytanie ze zrozumieniem oraz zadawanie pytań
od czego są?
Nawet fakt, że moja znajoma jest właścicielką dokładnie takiego samego mieszkania jak nasze, tylko położonego kilka pięter niżej nic nie dał. Ona dokładnie nam wytłumaczyła jak są rozliczane media w naszej SM, że pod koniec roku wszyscy dostali rozliczenie za prąd i zwroty według zużycia, tylko my nic. I na wszelkie moje uwagi właściciel odpowiadał, że koleżanka kłamie, ja źle zrozumiałam i że skoro nie urodziłam się w Polsce, to nie mogę wiedzieć jak tu wszystko wygląda. To główny argument: "Nie jesteś stąd, więc skąd możesz wiedzieć jak powinno być?"
Fakt, że wytrzymaliśmy w
tym mieszkaniu niemal dwa lata widząc wszelkie te przekręty jest całkowicie
naszą winą. Trzeba było na samym początku pakować się i szukać innego
mieszkania. Ale nikt nie gwarantuje, że trafilibyśmy na uczciwych ludzi.
Ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy był przekręt z umową. Okazało się,
że umowa jest sporządzona nie na mieszkanie, które faktycznie wynajmujemy, ale
na to drugie. Musiałam składać dokumenty do urzędu, a takie nieścisłości (zameldowanie
i umowa na jedno mieszkanie, a mieszkamy w innym) mogły mi grozić karą grzywny
oraz odmową w nadaniu obywatelstwa. Ja takich kłopotów nie chciałam, więc
poprosiłam właściciela o podpisanie nowej umowy na adres mieszkania, które
faktycznie wynajmujemy i za które regularnie płacimy nie małe pieniądze. Po
burzliwej rozmowie właściciel się zgodził, ja nieświadoma swojej głupoty oddałam
mu starą umowę do przerobienia.
Po kilku dniach Pan Mąż
zadzwonił z pytaniem kiedy dostaniemy nową umową, usłyszał odpowiedź, że nie
dostaniemy i jak nam się nie podoba, to możemy się wyprowadzać. Żadne argumenty
i prośby do właściciela nie docierały. Jedyne co nam zostało to się
wyprowadzać. I nie ważne, że płaciliśmy terminowo, nie mieliśmy problemów z
sąsiadami, spółdzielnią czy strażą miejską, wynocha i tyle!
Sytuacja
wygląda następująco: za miesiąc mamy się wyprowadzić, nie mamy umowy, więc
teoretycznie nie mamy nic do gadania. Równie dobrze może nie zwrócić nam kaucji.
Z całej umowy dostaliśmy jedynie kopię ostatnich trzech stron z listą mebli i
sprzętu jakie znajdowało się w mieszkaniu przy wprowadzaniu się do mieszkania.
Ale wszelkie daty, dane osobowe właściciela, adres mieszkania są usunięte z
kopii. Jestem pewna, że właściciel nie płacił podatku z tytułu wynajmowania
mieszkania, ale ewidentnie zrobił wszystko, byśmy nie mieli dowodów przeciwko
niemu. Sytuacja trudna i nie wiem do końca co mam robić i gdzie szukać
sprawiedliwości. Nie sądzę, by cwaniactwo, przekręty, okłamywanie nas i nie
płacenie podatków miało zostać niekaralne.
Jedyne co mogę, to uprzedzić innych
przed takimi ludźmi. Zawsze, ale to zawsze dokładnie sprawdzajcie umowę najmu,
a lepiej zatwierdźcie ją u notariusza. Nie godźcie się na żadne
przekręty, tłumaczenia się pokroju: „Nie dostaniecie kopii rozliczenia, bo zapomniałem/
zgubiłem oryginał. A tak naprawdę, to Wam taka kopia rozliczenia nie
przysługuje, tylko właścicielowi”. Nie dawajcie sobie wchodzić na głowę, bo jak raz
odpuścicie, to końca temu nie będzie. Prawda jest taka, że prawo chroni
właściciela, choć często można przeczytać, że to właśnie najemcy są złem
wcielonym. Miejcie wszystko na papierze, sprawdzajcie swoje prawa, bo nie raz
usłyszycie, że nie macie do czegoś prawa!
Polak mądry po szkodzie.
Teraz wiem, że tylko moja głupota i naiwność spowodowały, że jesteśmy w takiej,
a nie innej sytuacji. Może ktoś z Czytelników jest prawnikiem i podpowie w
komentarzu jak można się zabezpieczyć przed nieuczciwością wynajmującego nam
mieszkanie. Bo z takim zachowaniem trzeba walczyć,
tylko jeszcze nie wiem jak…
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza