Może nie jestem
najlepsza w minimalizacji swoich zasobów kosmetycznych,
ale jest to temat, który od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. Ilość
posiadanych przeze mnie kosmetyków mocno na mnie ciąży, więc staram się znaleść
sposoby na ograniczanie zakupów oraz wyrobić sobie nawyk konsekwentnego
zużywania zapasów.
Dobrymi sposobami na minimalizację kosmetyczki jest obdarowanie bliskich nieużywanymi przez nas
kosmetykami, sprzedaż i różne inne sposoby, których pełno znajdziecie w
Internecie. Ja dzisiaj Wam przedstawię kilka swoich, które mogą pokazać się na
początku dziwne, ale uwierzcie mi, działają. Jeśli ja od kilku miesięcy
powstrzymuję się od nadmiernego kupowania, to i u Was zadziała!
1. Jeśli
prowadzisz bloga, czytaj swoje posty z ulubieńcami. Regularnie.
W moim przypadku
dzieje się tak, że z powodu dużej ilości kosmetyków często je zmieniam. I mało
tego, że mam kilka otwartych tuszy naraz, to jeszcze zapominam, co u mnie
spisywało się bardzo dobrze, a co było bublem. I wtedy powstaje sytuacja, że
odnoszę wrażenie, iż nie posiadam np. dobrej szminki w odcieniu nude i lecę do
sklepu po kolejną. Wracając do postów z ulubieńcami, często na nowo odkrywam
dobre kosmetyki. Tak było w przypadku bazowego cienia z Yves Rocher, do którego
wróciłam po wykończeniu cieni z FFLEUR.
2. Wszystkie
kosmetyki, które chcę zużyć daję do jednego koszyczka pod lustrem.
Tytuł nieco
zawikłany, ale chodzi o to, że zazwyczaj rano nie mam zbyt dużo czasu na
makijaż. Dlatego wszystkie kosmetyki, jakich obecnie używam, trzymam w jednym
miejscu. Rano poprostu nie mam czasu wybierać, więc automatycznie sięgam po ten
sam podkład, puder, róż, cienie do powiek, żel do brwi itd. A więc chcąc
wykończyć np. podkład, który średnio lubię i wiem, że normalnie go nie wybiorę,
daję do tego koszyczka. Bo gdy mam czas na wybór, zawsze sięgam po coś innego. Wykorzystując ten trick, mam szansę
zużyć, a nie zmarnować posiadane, ale nie do końca lubiane kosmetyki.
3. Wynagradzam
sobie za konsekwentne zużywanie kosmetyków i ograniczenie zakupów.
6. Stawiać
„drogie” zachcianki w priorytecie (działa tylko przy ograniczonym budżecie :)).
7. Nie
rób zakupów przez Internet.
Jak widzę, że w
danym miesiącu dobrze mi poszło zbieranie pustych opakowań do „projektu Denko”,
to wymyślam sobie nagrodę! Ale nie może to być kolejny zakup, bo to byłoby bez
sensu. Pozwalam sobie na coś wyjątkowego. Na przykład w lipcu to była wizyta
u kosmetyczki i zrobienie pięknego manicure hybtydowego, we wrześniu poszłam na mojego
ulubionego burgera. Taka motywacja działa u mnie rewelacyjnie, bo przez te
ostatnie miesiące właśnie ona nie raz powstrzymywała mnie przed kolejnym
niepotrzebnym zakupem. Jeśli macie podobnie jak ja, napewno sprobójcie tego
sposobu!
4 .Chcę
zużyć kosmetyk – regularnie go używam.
Ile razy miałam
tak, że kupowałam jakiś kosmetyk, a później zapominałam go używać. Często tak
dzieje się z balsamem do ciała, kremem do stóp oraz wcierkami. Naczytam się
pochlebnych recenzji, kupię z myślą, że teraz to napewno zacznę używać
balsamów, a później i tak zapominam. Teraz robię inaczej, takie rzadko używane
kosmetyki stawiam albo w łazience albo obók łóżka, aby były na widoku. Plus do
tego wpisuję je na listę kosmetyków do zużycia w najbliższym czasie.A ciągle
pamiętając o nagrodzie (patrz punkt wyżej), staram się regularnie po nie
sięgać. Tym samym jeszcze wyrabiam sobie nawyk regularnego balsamowania się,
czy kremowanie stóp.
5.Tworzenie
„ Wishlisty”. A lepiej dwóch.
Teraz po
przeczytaniu pozytywnych opinii na temat jakiegoś kosmetyku, zapisuję go na moją
listę chciejstw. A po tygodniu znowu ją otwieram, czytam jeszcze raz i jeśli
nie czuję palącego pragnienia natychmiastowego zakupu, to daną rzecz czy kosmetyk
wykreślam. Jeśli nadal chcę to mieć, to dana rzecz przemieszcza się na
rzeczywistą „Wishlistę” i wtedy planuję, kiedy i gdzie mogłabym ją nabyć.
Wiecie ile razy nie mogłam przypomnieć dlaczego dana rzecz znajduje się na
liście? Prawie zawsze!
Słowo „drogie”
umyślnie zamieściłam w nawiasie, bo dla każdego to co innego. Dla jednego to
pomadka za 50 zł, dla innego perfumy za 400 zł, dla jeszcze innego buty za 2000
zł a jeszcze inna może kupić wszystko czego tylko zapragnie. Ale wróćmy do
standardowej sytuacji. Prawda jest taka, że i tak w ciągu miesiąca wydasz na
przeróżne duperele, załóżmy 200 zł, a od dawna pragniesz mieć podkład Lancome.
Moja rada jest taka, że odrazu po wypłacie idziesz i kupujesz sobie ten
podkład! I już nie masz wolnej kasy, którą mogłaś wydawać na niepotrzebne
spontaniczne drobne zakupy (bo to jakaś szminka na promocji, to pietnasty
t-shirt za 15 zł, a to jeszcze takiego koloru w mojej lakierowej kolekcji nie
mam). Sama raz podliczyłam, że w ciągu miesiąca wydałam ponad 200 zł na jakieś
dziwne rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuję. Przy tym cały czas
uważałam, że nie stać mnie na luksusowe kosmetyki. W sierpniu kupiłam wymarzony podkład Estee Lauder i przez resztę miesiąca nie wchodziłam do drogerii. Kolekcja kosmetyczna nie rozrasta się, nie mam
wyrzutów sumienia o niepotrzebnie wydanych pieniądzach, a marzenie jest
spełnione! Więc lepiej wszelkie zaplanowane zakupy robić na początku miesiąca.
Nie że absolutnie
nie rób, tylko chodzi o to, żebyś nie mogła robić je spontanicznie. Ja, naprzykład,
nie moge płacić moją kartą bankową przez Internet. Więc jak zobacze jakąś
promocję kosmetyków czy ubrań, to muszę prosić męża o dokonanie transakcji. A
on często sprowadza mnie na ziemię, tłumacząc, że już mam szminkę w takim
kolorze, a ta bluzka wygląda dziwnie i napewno nie będzie pasować do mojego
stylu. Jeśli jestem w stanie udowodnic konieczność zakupu, to mąż się poddaje i
robi przelew. Takie ograniczenie zakupowe w Internecie mnóstwo razy powstrzymało
mnie od nieprzemyślanych zakupów!
8. Rób bilans miesięczny "zakupy-zużycia".
Oh, jak to sprowadza na ziemię! Nie raz zdarzało się, że moje zakupy znacznie przywyższały zużycia. A później się dziwię, skąd te kartony kosmetyków. Obecnie moje bilansy wyglądają znakomicie, bo we wrześniu kupiłam trzy nowe produktu, a zużyłam jakieś 10-12. To daje nadzieję, że kiedyś pozbawie się tej mojej małej domowej drogerii.
Są wśród Was "chomiki"? Lubicie testować wszystko co pojawi się na rynku, czy zachowujecie umiar i sięgacie tylko po perełki?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza