Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale ostatnio często trafiam na słabe
jakościowo kosmetyki. Przed każdym zakupem czytam recenzje i sprawdzam oceny na
wizażu, ale i tak czasem jakiś kosmetyk okazuje się bublem. Przynajmniej jest o
czym napisać i przed czym Was ostrzec.
Balea – pianka do mycia ciała. Cudny kokosowy zapach, dobra wydajność i
delikatne działanie. Zbyt delikatne, bo pianka nie oczyszcza skóry w stopniu
dostateczznym. Moja skóra nawet na ciele ma tendencję do zapychania, więc przy
niedostatecznym oczyszczeniu niespodzianki pojawiają się w znacznej ilości. Ta
pianka właśnie przysporzyła mi kilka bolesnych guli oraz mnóstwo zapchanych
porów. I to pomimo używania peelingów. Nie polecam, bo mam wrażenie, że piana
tylko muśka po skórze a oczyszczenia brak.
Belenda – maska do twarzy blue detox. Jak mnie piecze skóra po tej masce!
Nie mogę Wam tego nawet opisać! Gdzie tu mowa o nawilżaniu, jak skóra po niej
jest zaczerwieniona, rozgrzana i pali niemiłosiernie! Nigdy żadna maska mnie
tak nie podrażniła i nie zepsuła wieczoru, bo liczyłam na relaks i nawilżenie,
a dostałam za przeproszenie ku*wicę i palącą twarz!
GlySkinCare – Gold Collagen Serum. Kosmetyk ma dobry skład, lekką żelową
konsystencję i zero działania. Może nie używam go strasznie długo, ale przez te
tygodnie nie zauważyłam ani nawilżenia, ani napięcia skóry. Do tego wazy się na
skórze i tworzy nieprzyjemną lepką warstwę. Ponadto podejrzewam, że mnie
zapycha. Patrząc na jego cenę i brak efektów uważam, że zakup tego kosmetyku
jest zbędnym wydatkiem.
Jak często trafiacie na buble kosmetyczne? Co ostatnio sprawiło, że drgała
Wam z podenerwowania powieka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz