Czarne maseczki do usuwania zaskórników jakiś czas temu stały się hitem.
Wszystko za sprawą chińskiej marki Pilaten, która to dosłownie wyciąga
zaskórniki i tym samym oczyszcza pory. Dostępna na Aliexpress, kosztuje groszy
i potrafi do siebie przekonać nawet miłośników wyłącznie kosmetyków drogich i
luksusowych. No więc inne firmy zdecydowały się na wprowadzenie podobnego
produktu i tym samym chciały nieźle zarobić na trendzie. Czy to udało się
białoruskiej marce Вiтэкс (Viteks) i na czym polega fenomen maski
Pilaten.
Będę porównywać te dwie maseczki, bo na pierwszy rzut oka są identyczne:
tanie, na opakowaniu mają nieczytelne dla większości znaczki i są czarne. Producenci
obu masek zapewniają, że kosmetyk usunie zanieczyszczenia, zwęży pory,
zmniejszy wydzielania sebum i nie wysuszy. Ale muszę zachować intrygę, więc o
działaniu napiszę na końcu.
Teraz kilka słów o opakowaniu, zapachu, konsystencji i aplikacji. Maska
Pilaten przychodzi do nas w czarnym kartoniku, w którym znajduje się tubka o
pojemności 60g. Szata graficzna jest bardzo minimalistyczna, co dla mnie jest
wielkim plusem. Jeśli chodzi o zapach, to jest dość neutralny, nieco zalatuje
węglem w tabletkach, które przyjmujemy przy zatruciach ( nie dziwota, bo w
składzie ma węgiel). Konsystencja jest rzadka, więc trzeba uważać przy
aplikacji, bo łatwo można się pobrudzić. Aplikowana cieńką warstwą, maska
zastyga po upływie 10-12 minut.
Jeśli chodzi o maskę Black Clean, to szata graficzna mi się nie podoba.
Zbyt dużo jest napisów z obietnicami, więc wygląda to tandetnie. Opakowanie
zawiera 75 ml, więc więcej niż konkurent z Chin. Konsystencja jest dość gęsta,
więc aplikacja jest wygodniejsza i bardziej precyzyjna, bo nic nam się nie
rozlewa. Ale ten zapach! Mocny spirytusowy zapach! To jest coś! Wyciska łzy,
drażni nos i wszelkie inne zmysły. Na drugim miejscu w skłądzie jest alkohol etylowy
i nie spodziewałam się, że będzie tak wyczuwalny. Ma się wrażenie, że się
smaruje twarz wódką. Co prawda maska cery nie wysusza, ale ten smród nie da się
znieść.
Trzeba przyznać, że żadna z tych maseczek nie grzeszy dobrym składem. Ale
czy to ważne? Muszą „wyciągnąć” zaskórniki i oczyścić pory. Czy to robią? Z
różnym powodzeniem. Obie maseczki spisały się na 4. Po pierwsze pory nie były
oczyszczony na 100%. Zawsze coś zostaje, jakieś zanieczyszczenia, zaskórniki. Zawsze
jeszcze z niby oczyszczonych porów coś wychodzi. No i efekt nie utrzymuje się
zbyt długo zaledwie dwa dni. Nawet na skórze po odpowiednim jej przygotowaniu,
efekt nie jest dla mnie zadawalający.
Obie maseczki zaaplikowane cieńką warstwą schodzą za jednym pociągnięciem.
Może kilka włosków się wyrwie, ale ściąganie nie jest nieprzyjemne czy bolesne.
Czy jestem zadowolona z efektów jakie dają? Raczej tak, ale szału nie ma.
Napewno raz na tydzień taką maseczkę warto zrobić, szczególnie jak się ma
tłustą cerę. Zdecydowanie odradzam maskę Black Clean, bo ten zapach może zabić,
no i obawiam się, że alkohol może wysuszać.
Jaki macie stosunek do czarnych maseczek na zaskórniki? Ufacie chińskim
komsetykom czy raczej unikacie? Bo ja poza maską Pilaten obawiam się próbować
coś jeszcze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz