Miniony tydzień był dla mnie bardzo stresujący, a w pewnym stopniu także
decydujący. W tak napiętej atmosferze lubię relaksować się przy książkach lub
dobrym filmie. No ale jak już ma być stresująco, to na całego. To co miało
pomóc mi odprężyć się, bardziej mnie zirytowało. Ale o wszystkim po kolei.
Camilla Läckberg – Księżniczka z lodu.
Książka ta jest uważana z jeden z lepszych kryminałów naszych czasów. Na
równi z trylogią Larssona. Ale tak naprawdę nie trzeba być Mikaelem
Blomkvistem, by wytropić mordercę. Dodatkowo, główna tajemnica ofiary też jest
bardzo prosta w odkryciu. Gdy wypożyczałam książkę w bibliotece, byłam
nastawiona na ciekawą, nieszablonową fabułę. Niestety, książka nieco
przynudzała a wszystkie wątki już gdzieś sie pojawiały. Jak na mój gust,
Księżniczka z lodu jest nieco przereklamowana, nie mniej jednak dam szansę
całej serii i mam w planach przeczytania kolejnej części. Może autorce lepiej
wyszły nowsze książki, że tak powiem nabrała wprawy.
John Tiffany, Jack Thorne – Harry Potter i Przeklęte
Dziecko.
W swoim czasie byłam fanką książek o Harrym Potterze. Zaznaczę, że tylko
książek! Nie biegałam po podwórku z gałązką udającą różdżkę, nie oglądałam
filmów i nie miałam przyborów szkolnych z Harrym i całą resztą. Tylko kupowałam
lub pożyczałam od koleżanek książki. Nie mogłam ominąć i nowości opartej na
oryginalnej powieści. I jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że Harry
absolutnie nie dojrzał przez ten czas. Nie radzi sobie w dorosłym życiu, ciągle
jest niepewnym w sobie nastolatkiem. Ciągle zmienia zdanie i swoje zachowanie
wobec bliskich, nie umie twardo postawić na swoim. A te głupie, pseudo
filozoficzne dialogi z portretem Dumbledora! No Ron z Hermioną też dali ciała,
wychowując arogancką zadufaną w sobie córkę! Jak na mój gust, to nowa książka
nie trzyma się kupy z poprzednimi. Bohaterowie albo nie zmienili się absolutnie
(choć minęło 19 lat) albo stali się tak jakby zupełnie innymi osobami. Nie mogę
polecić tej książki, bo jest co najmniej dziwna i miłośnicy oryginalnej
opowieści będą rozczarowani. Nawet nie wiem, komu by mogło się spodobać
Przeklęte Dziecko!
Tożsamość zdrajcy. (Uwaga! Spoilery!)
Powiem tak, sam film i cała akcja mi się bardzo podobała. Tylko ta
poprawność polityczna... Ona zepsuła całe wrażenie po filmie! No bo jakim cudem
we wszystkich atakach terrorystycznych są winni wyłącznie europejczycy i
amerykanie. Każdy arab, murzyn czy azjata pokazany w filmie wyłącznie jako dobry, uczciwy i nie skłonny do przemocy, a we wszystkich grzechach
świata są winni przedstawiciele rasy białej? Ja nie przeczę, wszędzie jest
pełno drani! Ale żeby pokazywać, że to nie imam nawołuje do wojny z niewiernymi, tylko niesie dobro i pomoc, terrorysta w ostatniej chwili nie ma odwagi uruchomić timer,
a za wszystkimi atakami stoją rządy USA i Wielkiej Brytanii! O co tu chodzi? Co reżyser miał na myśli, co chciał tym powiedzieć? Bo jeśli pokaże prawdę, to
ktoś się obrazi? Co za hipokryzja? Ja już czasem nie mogę wytrzymać i się
zastanawiam, czy to nas, obywateli, trzymają za idiotów, czy tam na górze
siedzą jacyś niedorozwinięci umysłowo? Jeśli reżyser chce naświetlić problem
imigrantów i islamskich ataków, to niech trzyma się prawdy i tej przyjemnej jej
części i tej nie szczególnie. Jeśli chce się być poprawnym politycznie i nikogo
nie obrażać, to lepiej robić filmy o pieskach. Bo w tym temacie nie może być i
wilk syty i owca cała.
Wiem, że poruszyłam ostry temat i możecie się ze mną nie zgadzać, ale chcę
poznać Wasze zdanie. Tylko proszę o bycie kulturalnym w komentarzach :)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza